Autor : Penelope Bush
Oryginalny tytuł : Me myself Milly
Polski tytuł : Sekret Milly
Wydawnictwo : Akapit Press
Ilość stron : 190
Cena : 29,90
Milly zawsze żyła w cieniu swojej bliźniaczki - Lily. (Te rymujące się imiona są takie słodkie, prawda?) Jej siostra zawsze grała pierwsze skrzypce. Pewna siebie, przebojowa i rządząca się Lily zawsze górowała nad nieśmiałą, ułożoną Milly. Ostatnio dochodziło między nimi do spięć. Krzywe spojrzenia, dogryzki. Ale sytuacja jednak diametralnie pogorszyła się po Incydencie. Mające w kwietniu wydarzenie, wywarło ogromny wpływ na życie dziewczyn. Milly nie chce mówić, o Incydencie i najchętniej by o nim zapomniała. Kiedy więc psycholog daje jej dziennik, i zadanie by tam spisała wydarzenia, dziewczyna jest niechętna. Niedługo potem jednak zmienia zdanie…
"Dlaczego miałabym pisać o czymś, o czym nie chce rozmawiać? Uważam, że gdy sie mówi słowa znikają w powietrzu, wymawiasz je i znikają. Ale jeśli je zapisujesz zostają, na zawsze"
Po „Sekret Milly” chciałam sięgnąć od dawna. Czytałam "Dziennik Szczęściary" tej samej autorki, który, mimo, że mnie jakoś nie porwał dobrze wspomniam, i to dlatego tak bardzo intrygowało mnie co autorka wymyśliła w "Sekrecie Milly" Mimo cukierkowej okładki, podobno miało się tam kryć coś świetnego, ujmującego i głębokiego, więc kiedy ujrzałam tę książkę w bibliotece, skakałam z radości. Dosłownie się na nią rzuciłam, i podałam ją pani. Czy ta książka mnie zachwyciła?
Oczywiście, że tak.
Mimo recenzji na to wskazujących, nie sądziłam, że za tą różowiutką okładką, dość zwyczajnym i jak dla mnie cukierkowym opisem może kryć się coś tak rewelacyjnego!
Narratorką jest Milly. Jej narracja została tak pokierowana, że nijak nie możemy domyśleć się tego, co szykuje nam autorka. Przez kolejne rozdziały, na przemian cofamy się w czasie i wracamy do teraźniejszości. Życie od pierwszych chwil przeplata się z wydarzeniami po Incydencie. Nigdy nie wpadłam bym na to, czym było tajemnicze kwietniowe wydarzenie. Kiedy już dotarłam do tego momentu, musiałam go czytać wciąż i wciąż by wszystko zrozumieć. Łzy spływały mi po twarzy. Ta książka zdecydowanie nie jest banalną historią dla nastolatek jak się spodziewałam. Niestety, całość została trochę zepsuta przez ostatni rozdział, który wyglądał jak wyjęty z taniego romansidła. Po tym co podała nam autorka, takie zakończenie historii wydało mi się wręcz nie na miejscu. Może pani Penelope Bush chciała by opowieść miała bardziej wesołe zakończenie, ale przesadziła. Na ten rozdział zrobiło się zbyt słodko. Gdyby cała książka miała podobne rozdziały, gdzie każda strona to „Ojej, ale uroczo!” na pewno nie chciałabym wracać do tej historii.
O bohaterach nie możemy w sumie wyrobić zbyt dużego zdania. Przedstawieni są oni w punkcie widzenia Milly, więc jeśli ktoś ją zirytował, bądź zranił my w niektórych przypadkach czujemy to samo. Jeśli chodzi o Pannę –Jestem- Taka- Świetna czyli Lily, to jakieś pozytywne odczucie co do niej miałam tylko pod koniec książki. To jak traktowała Milly uznałam za niesprawiedliwe i złośliwe. Co do innych postaci to nie ma ich tutaj zbyt wiele, a jak już się pojawią to również za dużo o nich się nie dowiadujemy. Jak w każdej powieści dla nastolatek pojawia się również chłopak. Tutaj jest to Amerykanin, który niedawno wprowadził się nad Milly. Chłopak przypadł mi do gustu, ale jakoś specjalnie go nie polubiłam.
„Sekret Milly” to naprawdę niezwykła opowieść o życiu, o stracie bliskiej osoby oraz dorastaniu. Utożsamiłam się z główną bohaterką, mimo, że nie mam bliźniaczki. Naprawdę nie spodziewałam się czegoś takiego. Nie jest to moja ulubiona książka, ale jestem pewna, że w przyszłości będę chciała do niej wrócić, a przynajmniej do dwudziestu rozdziałów, gdyż ostatni rozdział dwudziesty pierwszy po prostu dla mnie nie istnieje. Nie ma go i nigdy nie było.
Książkę polecam w sumie wszystkim, którzy mają ochotę na niezobowiązującą lekturę. Jak możecie przeczytać na górze, jest to dość cienka książka więc jest idealna na relaks w słońcu. Nie polecam jej osobą z Aquafobią, ponieważ po przeczytaniu „Sekretu Milly” nawet ja, nie cierpiąca na to zaburzenie zaczęłam chwilowo bać się wody.
Do zobaczenia następnym razem i zaczytanego tygodnia!
Charlotte Andell.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz